OLYMPUS OM-D EM-10 pierwsze wrażenia






Olympus OM-D E-M10 jest trzecim z rodziny aparatów OM-D. Wygląda na to, że w założeniu miał być to aparat zmniejszający dystans czy łatający lukę pomiędzy serią OM-D ( do tej pory dla częśći użytkowników dość drogą ) a serią PEN ( tańszą ale pozbawioną choćby wbudowanego wizjera ) Słowem jest to najprostszy z serii OM-D




Jeśli ktoś potrzebuje "woła roboczego" z najwyższej półki dla niego dedykowany jest EM-1
Jeśli ktoś nie ma aż tak wygórowanych wymagań, ale wciąż szuka aparatu uszczelnianego, pancernego oferującego dużo, jednak tańszego niż EM-1 odpowiednim wyborem dla niego będzie EM-5.
Ci, którym wystarczy bardziej okrojony OM-D ale jego potrzeb nie zaspokajają PENy, choćby ze względu na brak wbudowanego wizjera - mają teraz możliwość sięgnięcia po EM-10 - najnowszego ale najniżej pozycjonowanego z serii. Premiera tego aparatu powoduje, iż pewnie wiele z osób zastanawiających się nad zakupem zada sobie pytanie czy lepiej zainwestować w EM-10 czy może w EM-5


OM-D EM-10 wraz z M.ZD 14-42 EZ - najmniejszy z OMD




To co z całą pewnością wyróżnia ten aparat to dołączany w zestawie kitowy obiektyw m.ZD 14-42 EZ. Spokojnie można nazwać go naleśnikiem. Jest mały, lekki  i tak płaski, że bez problemu można go na pierwszy rzut oka pomylić z "pancake "17mm f2.8. 

Jak jednak łatwo się zorientować 14-42 EZ to obiektyw zmiennogniskowy.  Jest jednym z mniejszych o ile nie najmniejszym z zoomów dostępnych w tym systemie. Waży lekko powyżej 90g i ma raptem 22mm głębokości. Rzeczą dość nową jest umieszczenie liter EZ za nazwą obiektywu. Przypuszczam, że to skrót od Electronic Zoom. Układałoby się to w logiczną całość ;) 

W obiektywie brakuje czegoś do czego jesteśmy przyzwyczajeni czyli normalnego pierścienia zmiany ogniskowej. Pierścień ten nie kręci się dookoła i nie zmienia ogniskowej mechanicznie, tatomiast wychyla się w prawo i lewo dzięki czemu ogniskowa zmieniana jest za pomocą silniczka. Rozwiązanie na pewno będzie docenione, przez osoby zajmujące się filmowaniem. Taki sposób zmiany ogniskowej pozwala na płynny najazd lub oddalenie. Rzeczą, która na pierwszy rzut oka wydaje się być wadą - to dodatkowy element pobierający prąd. Wiadomo, że aby zmienić ogniskową trzeba zasilić silniczek i w porównaniu do obiektywów z klasycznym pierścieniem będzie to obiektyw bardziej "prądożerny"


Okazuje się jednak, że mimo wady polegającej na poborze prądu - rozwiązanie to ma olbrzymi plus. Jesteśmy w stanie zdalnie sterować ogniskową obiektywu. Zatem za pomocą smartphone i aplikacji Olympus Image Share jesteśmy w stanie z odległości zmienić nie tylko wszystkie ustawienia tak jak było to w przypadku EM-1 ale również ogniskową obiektywu. Rzecz w moim odczuciu ma GIGANTYCZNY POTENCJAŁ i można to wykorzystywać w całej masie sytuacji.

Nie jest to miejsce na opinie na temat jakości optycznej obiektywu, bo temu można by poświęcić cały osobny wpis - jednak pisząc w telegraficznym skrócie - odnoszę wrażenie, że jest to najlepszy z dotychczasowych 14-42 Olympusa. 



Korpus na pierwszy rzut oka przypomina Najstarszy z OMD czyli Piątkę. Różnice między tymi aparatami są zauważalne, jednak na pierwszy rzut oka korpusy wyglądają dość podobnie. 

Aparat mimo małych rozmiarów dość dobrze leży w ręku. Wyprofilowany element w prawym górnym rogu korpusu zapewnia wygodny i dość pewny chwyt. ułożenie rolek jest takie jak znamy z EM-5. Spust migawki jest odrobinę większy, jednak nie odczułem by jakoś wpłynęło to na pracę tym aparatem. 
W górnej części korpusu obok rolek i spustu migawki znajdują się przyciski funkcyjne Fn2 oraz filmowanie. Ich ułożenie i kształt oraz funkcje są zbliżone do tego co znamy z EM-5 

Większy spust i wygodniejsze ułożenie przycisków Fn1 oraz Play w EM-10 ( po prawej)



Na tylnej ściance - tuż nad uchwytem znajdują się dwa przyciski funkcyjne FN1 i Play. Po pierwsze są one zamienione miejscami  względem rozwiązania znanego z EM-5. Po drugie mają inny kształt i zostały przesunięte trochę w prawo. Ta zmiana powoduje, że jednak wygodniej i łatwiej jest z tych przycisków korzystać. Dodatkowo są one większe. Rzeczą na wielki plus jest wprowadzenie nowej funkcji do przycisku Fn1 analogicznej do tej znanej z flagowca Olympusa.

Rozwiązaniem wręcz genialnym jest rozwiązanie z EM-1 czyli system 2+2 dual control. Jego najfajniejszą cechą jest to, że możemy za pomocą jednego przełącznika zmienić funkcję kółek nastaw. I tak przy jednym ustawieniu za pomocą kółek będziemy zmieniać Przysłonę i czas naświetlania ( tryb M ) zaś przy drugim ustawieniu przełącznika rolki będą odpowiedzialne, za czułości balans bieli. To powoduje, ze bez odrywania oka od matówki mamy pod palcami najważniejsze i najpotrzebniejsze funkcje przypisane do rolek. EM-10 pozbawiony jest wprawdzie opcji 2+2 dual control jednak istnieje możliwość skonfigurowania przycisku Fn1 tak aby jego naciśnięcie zmieniało ustawienia kółek trybów.  Teoretycznie więc nie ma funkcji 2+2 ale otrzymujemy to co w niej najlepsze czyli szybką zmianę funkcji kółek nastaw:) 

Przycisk Fn1 można skonfigurować tak aby przypominał pracę z systemem 2+2 dual control




Rzeczą , którą docenia każdy bardziej wymagający użytkownik aparatów są dwa pokrętła trybów. znane z takich konstrukcji jak Olympus E-3 , EM-5, EM-1.  W moim odczuciu bardzo dobrze się stało, że konstruktorzy nie zrezygnowali z jednego z pokręteł tym bardziej, że oczywistym jest, że EM-10 w założeniu jest wersją OM-D  okrojoną z rzeczy droższych a nie koniecznie wszystkim potrzebnych.

Każdy, kto pracuje w trybie manualnym, bez problemu jednym pokrętłem zmienia czas zaś drugim przysłonę. Gdy pracujemy w trybie A lub S mamy, możliwość jednym pokrętłem zmiany parametru ekspozycji a drugim wprowadzania korekcji. 


Kolejna rzecz, która również pozostała niezmieniona względem EM-5 to ilość przycisków funkcyjnych.
Teoretycznie są dwa. Fn1 oraz Fn2 - tak naprawdę jednak rozwinięta jest ilość funkcji, które można przypisać do tych klawiszy można wybrać jedną z funkcji i przypisać ja do każdego przycisku. 
W EM5 w przypadku przycisku Fn1 mamy 16 funkcji + off zaś w EM-10 wybieramy spośród 24 funkcji.
Podobnie jest w przypadku guzika Fn2 - choć ten w aparacie EM-5 oferuje 14 funkcji. 
Te same funkcje + filmowanie można ustawić dla przycisku z czerwona kropka .
Widać więc zdecydowanie lepszą możliwość konfiguracji przycisków funkcyjnych. Wybieramy spośród następujących opcji  Korzystam z angielskiego menu więc opiszę funkcje po angielsku:


• AEL/AFL 
• Movie Record  (tylko przycisk z czerwoną kropką )
• preview (podgląd głębii ostrości)
• One-touch White Balance - własne ustawienia WB na podstawie zdjęcia )
• AF area select  (wybór pola AF)
• 'Home' AF point ( resetuje pola AF)
• MF - Manual focus 
• Raw 
• Test Picture (zdjęcie testowe bez zapisu ( mim zdaniem bez sensu ;) ) 
• Myset 1 
• Myset 2 
• Myset 3 
• Myset 4 
• Tryby podwodne
• Exposure +/-
• Live Guide
• Digital Tele-converter 
• Magnify 
• HDR 
• BKT 
• [przednie kółko] ISO, [tylne kółko] WB 
• [przednie kółko] WB, [tylne kółko] ISO 
• Multi Function 
• Peaking 
• Level Display 
• Off

Dodatkowo można również przypisać  funkcje do klawiszy strzałem ( strzałka dół strzałka prawo ) 
• Flash mode 
• Drive mode/Self-timer
 • [przednie kółko] ISO, [tylne kółko] WB 
• [przednie kółko] WB, [tylne kółko] ISO 
• Lock Touchscreen 
• Electronic zoom ( z obiektywami EZ )
• Exposure Comp


To wszystko sprawia, że oprócz trzech przycisków funkcyjnych dochodzą nam dodatkowe dwa programowalne i łącznie mamy możliwość skonfigurowania 5 przycisków pod własne potrzeby, dodatkowo zachowując funkcjonalność trybu dual control. Takie rozwiązanie sprawia, że można ten aparat spersonalizować w rewelacyjny sposób. Duży plus za rozwinięcie rozwiązań z OM-D EM-5


Te wszystkie powyższe rzeczy powodują iż jest to aparat, który nie dość, że można bardzo dobrze skonfigurować i poustawiać tak jak sobie tego życzymy, to dodatkowo oferuje duży komfort pracy. Posiada rozwiązania znane z wyższych modeli i dla doświadczonych fotografów uważanych za niezbędne elemeny, które muszą znaleźć się w dobrym aparacie. Okazuje się, że EM-10 te cechy posiada mimo iż jest najniżej pozycjonowanym aparatem z serii OMD. 

EM-10 w odróżnieniu od pozostałych OM-D wyposażony jest we wbudowaną lampę błyskową


Stabilizacja w EM-10 zgodnie z informacjami wynikającymi z opisów powinna być gorsza niż w EM-5. Przyznam szczerze, że ciężko jest zauważyć tę różnice. Możliwe, że w jakiś szczególnych sytuacjach różnica między pracą jednej a drugiej stabilizacji będzie większa. Przy użytkowaniu aparatuu - czy nawet porównywaniu go do EM-5 w zasadzie nie jestem w stanie wskazać lepiej działającej stabilizacji. Oczywiście gdyby porównać ją do stabilizacji z EM-1 to nie da się ukryć, że różnice zauważy prawie każdy. Utrzymanie czasu 1/6 sekundy przy ogniskowej zbliżonej do standardowej jest zadaniem wykonalnym.
Oczywiście jak wszystkie tego typu zdjęcia wymaga wprawy i najlepiej jest wykonać serię. Jak pokazuje poniższy przykład - można w słabych warunkach oświetleniowych wyciągać czasy zamiast zwiększać czułości

OM-D EM-10 + 14-42 EZ @ 27mm ISO 400 1/6s f/4.8
OM-D EM-10 + 14-42 EZ @ 27mm ISO 400 1/6s f/4.8 - jak widać napisy są czytelne

jakość przy krawędzi nieznacznie spada i przy takim samym stopniu wyostrzania krawędzie są jednak mniej ostre

EM-10 + 14-42 EZ @ 27mm ISO 400 1/6s f/4.8 -  w okolicach centrum czy mocnych punktóe raczej nie ma na co narzekać



Jeśli porównamy EM-10 z EM-5 okaże się, że Nowszy aparat teoretycznie jest okrojony względem starszych braci ale tak naprawdę oferuje też wiele rzeczy, które sprawiają iż

na pewnym polu ten maluch ma przewagę. 

- Jest mniejszy - co może dla części użytkowników stanowić zaletę
- posiada 81 pól autofocusa (9x9) / podczas gdy EM-5 ma ich tylko 35
- poprawiona ergonomia względem EM-5 ( inne rozstawienie przycisków ) 
- Fn1 - z cechami 2+2 dual control
- WiFi - rewelacja. Wydawać by się mogło,że to gadżet, ale uzyteczność wifi - sterowania aparatem czy dostępem do zdjęć jhest gigantyczna
-sterowanie obiektywem EZ
- wbudowana a nie dołączana lamka błyskowa
- cena :)

Ma też kilka pól na których ustępuje EM-5

- brak uszczelnień
- gorsza stabilizacja - aczkolwiek różnice między EM5 a EM10 są mało zauważalne. Zdecydowanie odbiega od nich EM-1 którego nie ma nawet co porównywać z "Dziesiątką"
- Slot kart SD. Nie jest problemem to, że slot umieszczony jest koło baterii. To kwestia jakiegoś przyzwyczajenia albo skonfigurowania sprzętu. Mając zapiętą szybkozłączkę od statywu i tak mogę wymienić baterie w każdym z OMDków i nie przeszkadza mi to w pracy aparatem. Natomiast rzecz na którą trzena uważać w OMD EM-10 to mocna sprzężyna w slocie, która już dwa razy podczas nieuważnego wyjmowania karty wystrzeliła moją SD :) Nic groźnego, choć raz prawie trafiłem nią do Morza stojąc na wybrzeżu :) Zdecydowanie więc wolę rozwiązanie z EM-5 czy EM-10
- brak portu akcesoriów ( osobiście nie używam. Sporadycznie czuję chęć podpięcia SEMA1 do EM-5 ale spokojnie mogę bez tego żyć


Zestawiając wady i zalety oraz cenę - myślę, że wybór jest trudny. EM-10 niby maluszek, niby okrojony ale zdecydowanie z pazurem. Kilka rzeczy w tym aparacie powoduje, że gdybym stał przed wyborem sprzętu bez wahania postawiłbym na EM-10. Oczywiście jeśli potrzebujemy pancernego i wodoszczelnego korpusu to EM-10 się nie sprawdzi. Trudno mi odpowiedzieć czy wolę to co oferuje EM-10 czy pancerność i szczelność oferowaną przez EM-5. Ideałem jest aparat łączący obie te cechy czyli EM-1. Jeśli jednak tego nie potrzebujemy. EM-10 jest aparatem o, którym być może warto pomyśleć i przyznam szczerze, ze gdybym dziś miał wybrać między EM10 a EM-5 było by to trudne zadanie....

Mi ten aparat dość mocno przypadł do gustu.

"Doczytałeś" tutaj ? zapraszam na facebooka




2 komentarze:

  1. Ciekawy wpis, mało jest tego typu wpisów odnośnie 10-tki, bo to nadal nowość :)
    Właśnie stoję przed dylematem 5 czy 10 zakupić, ale ostatnie zdanie w tym wpisie mi nie pomogło niestety :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10:44

    Stałem przed wyborem EM5 czy EM10. Ostatecznie zdecydowałem się na EM5 i chyba był to błąd. Kusiła mnie uszczelniona obudowa, a całkowicie przeważyła szalę promocja gdzie za 1 zł dostałem uchwyt z gripem.
    Po dwóch miesiącach użytkowania żałuję decyzji.
    A to dla tego że Wi-Fi oraz dodatkowe parędziesiąt pul auto fokusa jest naprawdę mocnym rozszerzeniem funkcjonalności i możliwości. Uszczelnienia EM5 tak naprawdę mało kiedy się przydają. Oczywiście może się zdarzyć klapnięcie w błoto jak Marcinowi, ale to są sporadyczne przypadki. Fotografowanie w deszczu nie jest też świetną przygodą bo przeważnie wtedy jest ciemno i szaro i świat nie jest wdzięcznym tematem do zdjęć. W wyjątkowych sytuacjach wystarczy cyknąć zdjęcie z pod daszku czy parasola lub własnej kapoty.
    Grip, który dostałem za 1 zł jest bez sensu, ponieważ dodatkowe zasilanie mam w postaci zamiennych baterii które są mniejsze i szybko się je wymienia. Jedynie uchwyt do, którego dokręca się grip bardzo polepsza ergonomię.
    Gdybym ponownie miał wybierać kupiłbym jednak EM10, ale jednak bez nowego obiektywu. Elektroniczne zoomowanie trwa, jak dla mnie, zbyt długo. Idąc ulica w dynamicznej scenerii szybkie zbliżenie lub oddalenie i pozostanie niezauważonym jest dość istotne.

    OdpowiedzUsuń